Idąc
za przykładem wschowskich blogerów, którzy odpuścili sobie w ostatnim czasie
komentowanie naszej podwórkowej rzeczywistości, co wynika zapewne z
wszechobecnie panującego sezonu ogórkowego, oddałam się słodkiemu lenistwu ostatnich
chwil lata. No i zaspałam, bo oto odbyła się Rada Miasta, a tam same
niespodzianki.
Po
pierwsze: wtargnięcie na obrady „zdesperowanego” mieszkańca zaatakowanego przez
drzewa w Parku Wolsztyńskim. Portal zw.pl ogłosił ten incydent mianem skandalu,
co trzeba przyznać jest określeniem z lekka przesadzonym (a może jednak nie, w
końcu, jakie miasto taki skandal). Muszę przyznać, że zdesperowanego rozumiem,
ponieważ sama od czasu do czasu lubię pospacerować po parku. Faktycznie, od
pewnego czasu zmiany w tym miejscu były widoczne, wycięto krzaki, zagospodarowano
przestrzeń wokół wieży ciśnień. Fragment parku to przecież część ścieżki
rowerowej do Lginia, a zatem rowerzystów jest tam sporo. Dzięki opisanym
zmianom spaceruje się lepiej. Trudno jednak polecić to miejsce spacerowiczom w
wietrzny dzień, gdyż potwierdzi się teza „wschowskiego cityterrorysty” - gałęzie
przy współudziale wiatru bez pardonu zaatakują nas. Park Wolsztyński, ale też park
nad stawami to miejsca z niewykorzystanym potencjałem, takie brudzone perełki.
A przecież wystarczyłoby - tak, tak znowu się będę wymądrzać - częściej dbać o
wywożenie śmieci (apele o nieśmiecenie wydają się być bezsensowne),
„ucywilizować” alejki tak, aby na szpilkach czy w sandałach nie połamać nóg, a
dzieciom zaoszczędzić wstrząsu mózgu, poreperować ławeczki. We Wschowie jednak
dominuje pewien określony typ działań: odtrąbienie pomysłu, duży zapał i
kłopoty z finałem. Bo skoro nad stawami zlikwidowano starą scenę tworząc podest,
założono śmietniki, odmalowano stare szalety (które zresztą juz zostały
zatagowane graffiti) to wyprostowanie
alejek czy zlikwidowanie dziur w których zbiera się woda po każdym deszczu jest
już nie lada wyczynem. Czy naprawdę nie
można by wstawić kilku nowych ławeczek do Parku Wolsztyńskiego (można zabrać kilka
spod Fary ). Raczej nie - pod farę trafia przecież turyści zmordowani
wielogodzinną przechadzką po naszym uroczym mieście, natomiast do Parku Wolsztyńskiego
cała reszta, czyli ten znikomy procent ludzi żyjących w mieście. Pozostaje
zatem oburzenie i bardzo malowniczy protest.
Drugim
arcyciekawym momentem rady było zapytanie Pana radnego Mazura o pracowników
burmistrza i tegoż na to pytanie odpowiedź. O panu Chałupce pisać już nie będę,
zdaje się, że wszystko już było wielokrotnie przerabiane. Trudno się nie
zgodzić, że skoro nie ma prawomocnego wyroku nie ma powodu by kogoś wyrzucać.
Pytano jednak o zaufanie… Uważam, że powinno się ono nieco zachwiać pod wpływem
działań podjętych przez obu panów w trakcie ostatnich trzech miesięcy. Widocznie
pan Burmistrz rozumie pojęcie kultury i jej szerzenia inaczej niż ja i pewnie
cudownie się bawił na ostatnich Dniach Wschowy. A może normą jest załatwianie
spraw ze złodziejami po swojemu, na zasadzie dogadajmy się. Ktoś już w końcu
powiedział, że to „dziki kraj”. Dla mnie zaskoczeniem było wymienienie nazwiska
Pana K. Rękosia. Kwestia wyborów w Szkole Podstawowej nr 1 ukazała pełne
oblicze Pełnomocnika, który nie tylko lubi być w centrum uwagi, ale też wspaniałomyślnie
stara się być przyjacielem każdego. Swoim zachowaniem zaszkodził sobie. Pan
Burmistrz nadal go jednak lubi… co tam opinia
„głupiego ludu”, taka, prywatna, subiektywna. I tak właśnie toczy się z
dnia na dzień ciężka praca samorządowca, cokolwiek zrobi nasz człowiek,
subiektywne opinie o nim nie mogą mu zaszkodzić. Wydaje się jednak, że wcześniej
czy później "głupi lud" się zastanowi, obejrzy i zagłosuje… subiektywnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz