niedziela, 28 października 2012

Jest super


Po opiniach na mój temat wyrażanych  przez Panie organizatorki Wschowskiego Kongresu Kobiet miałam ochotę porzucić bloga. Ujawniać się nie zamierzam, bo piszę tu i teraz  dla siebie, a jeżeli przy okazji ktoś lubi czytać i podglądać moje myśli to mi to nie przeszkadza. Ba, chętnie nawet podyskutuję. Wolałabym jednak aby nikt nie próbował zgadywać kim jestem, co robię, gdzie pracuję bo z moim pisaniem nie ma to zbyt wiele wspólnego. Staram się nie oceniać np. Pani Chudak jako osoby (chociaż chwilami palce skaczące po klawiaturze świerzbiły), a oceniam ją jedynie jako organizatorkę wydarzenia publicznego. Tyle w sprawie wytłumaczenia mego długawego milczenia.

            Gdy ja biłam się z myślami nastąpiło tąpniecie i  mamy nowego prezesa PZPN i to prezesa bliskiego mojemu sercu. Wprawdzie byłam fanką Romana Koseckiego, ale Zbyszek Boniek był zaraz po nim. Dlaczego tak się cieszę?  Ano dlatego, że Lato odeszło i zabrało letnie towarzystwo zostawiając sporo kasy. W końcu mamy prezesa, który włada i to płynnie więcej niż jednym, ojczystym językiem. Jest nadzieja dla młodych, zdolnych piłkarzy. Jest okazja by za sprawą cenionego w świecie sportowca polska piłka wyszła z cienia. Jest szansa by skruszyć beton. Spokojnie,  zdaję sobie sprawę, że to wszystko to tylko nadzieje, ale szansa jest.

piątek, 19 października 2012

O kongresie po raz ostatni...


Po obejrzeniu kolejnego, najnowszego wydania programu Rozmowy przy szklance wody straciłam całkowicie nadzieję, że Panie organizatorki są gotowe na jakąkolwiek dyskusję z osobami-kobietami mającymi odmienne zdanie. Przykre, ale nie zaskakujące.   Najbardziej w całej dyskusji zainteresowały mnie wnioski dotyczące kongresu, który właśnie się odbył, ale też tego, który dopiero ma nastąpić. Oto one:

1. Powinniśmy mieć większą salę umożliwiającą swobodną dyskusję (zgadzam się).

2. Powinno być więcej czasu na wspomniane swobodne dyskusje (popieram).

3. Musimy upiec więcej sernika.

To by było na tyle…

            Szczęśliwie pan redaktor zareagował na czas i dopytał dlaczego na kongresie było tak mało młodych kobiet? Odpowiedź - moje drogie młode koleżanki - jest pewna, jedyna i słuszna: same jesteśmy temu winne, bo nie chciało nam się dobrze zaplanować czasu - wiadomo: gary, pranie, kiszenie kapusty, obieranie ziemniaków, itp. A może… a może nie było nas dlatego, że nie było ani jednego panelu dla młodych mam, dla młodych dziewcząt? Skąd to wiem, skoro nie byłam? Bo jako jedyna chyba w tym mieście z uwagą i zainteresowaniem obejrzałam konferencję prasową zorganizowaną przez nasze panie, na której cała oferta została w pełni zaprezentowana.    I znów gorycz przeze mnie przemawia, znów nie umiem cieszyć się życiem!

            Kolejna kwestia to kobiety sukcesu we Wschowie - takich nie ma, no chyba,  że do kolejnego kongresu  same się zgłoszą. Dlaczego zatem nasze panie nie zadadzą sobie pytania: "Dlaczego  w naszym mieście nie ma kobiet sukcesu?".  

            Na koniec trochę prywaty: smutne jest to, że kongresmenki nie czytając mojego bloga są świecie przekonane o tym, że nie posługuję się swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Wiedzą, że nie byłam na kongresie (tego faktycznie nie da się ukryć, skoro nie było tam młodych kobiet, a ja jestem po trzydziestce). Są pewne, że jestem prawdziwym zoilem. A co najboleśniejsze… one wiedzą, że nie działam społecznie. Wiem, ale nie powiem - prawie jak Kaczyński.  Nie chodzi mi o to, żeby dyskutować tu o kongresie przez pryzmat tego  kim jestem, jaka jest moja sytuacja czy historia, ale aby dyskutować o poglądach. Publiczne zabieranie głosu w naszym mieście nie jest rozsądne - bloger Krzysztof Owoc odważył się na kilka krytycznych uwag pod adresem CKiR-u i jak skończył? Skończył jako "zgniły owoc". Dlatego dyskutujcie z argumentami a nie osobami, które je wypowiadają. No chyba, że się boicie krytyki i w ostateczności jesteście gotowi nasłać ludzi proboszcza albo ruską mafię…

            Podsumowując, nie zawsze ilość świadczy o jakości, trochę samokrytycyzmu drogie panie a następnym razem będzie jeszcze lepiej.

            Pozdrawiam i już bez goryczy,  życzę powodzenia i czekam na następny kongres.

czwartek, 18 października 2012

Polacy… nic się nie stało


We wtorkowy wieczór jak wielu Polaków (i mam tu głównie na myśli tę męską część Polski, niestety) usiadłam przed telewizorem w oczekiwaniu na mecz. Tym razem nastawiona na totalną klęskę polskiej reprezentacji. Przez cały dzień walczyłam, a muszę dodać, że był to wysiłek nie lada, by nie ulec emocjom i tradycyjnemu nadmuchiwaniu balona przedmeczowego. Nie oglądałam archiwalnych nagrań, gdzie osiągamy zwycięstwa, nie słuchałam wypowiedzi panów, którzy wbrew logice wierzyli w nasz sukces. Po prostu odłączyłam się po raz pierwszy od tej romantycznej natury Polaków, wierzących w footbolowy cud nad Wisłą. Już po Euro obiecałam sobie, że pieśń "Polacy, nic się nie stało" nie będzie już więcej moim hymnem. Dziecko śpi, kolacja przygotowana, czekam, a właściwie czekamy bo towarzyszył  mi współmałżonek. I żadne z nas nie spodziewa się jeszcze, że zaraz będziemy świadkami kolejnej, polskiej katastrofy, do której się jeszcze dokładamy, finansowo (podatki płacę straszne).

Pierwsze informacje o wodzie na boisku przyjęłam z uśmiechem, za żart normalnie wzięłam. Pamiętając mecz z Grekami przypomniał mi się zaraz incydent z dachem. No tak, pada. Informacja, że mimo ulewy dach nie był używany,  tak bardzo mnie nawet nie zdziwiła, wiadomo dziki kraj. Jednak po godzinie oczekiwania, kiedy kolacja wystygła, a dziecko pod wpływem głośno wyrażanych żalów na chwilę przebudziło się, nerwy puściły. Rozlały się i nie chcą odpuścić do dziś. No bo jak można wytłumaczyć sobie, że dach choć jest to go nie ma, jak można wytłumaczyć, że nikt z organizatorów nie ma na tyle godności, aby wziąć za tę porażkę odpowiedzialność. Jak można pogodzić się z faktem, że prezes Lato występuje do rządu, czyli do nas o… odszkodowanie! Wzrasta we mnie agresja i żal… i co… i nic. Pozostaje mi wylać to co we mnie siedzi na swojego bloga, czyli skorzystać z terapeutycznej roli mojego pisania.                                                           

Oczywiście mimo naszego oburzenia minie kilka dni i o sprawie zapomnimy. Jestem prawie przekonana, że nikt za zaistniałą sytuację nie odpowie. Dzięki Bogu mecz był fajny i powoli odzyskuję wiarę w nową, lepszą reprezentację, która przy większym deszczu nie będzie miała niestety gdzie grać. Smutne, ale takie polskie.

środa, 17 października 2012

Do organizatorek Wschowskiego Kongresu Kobiet


Droga Pani Organizator

Po pierwsze kiedy organizuje się działania korzystając z publicznych pieniędzy, nie powinno Pani dziwić, że osoby   do których te pieniądze  należą  czyli członkowie lokalnej społeczności dyskutują nad jakością ich wydawania i zasadnością ponoszenia tych kosztów.

Cieszę się, że Wschowski Kongres odbył się i że będzie kolejny ale skoro prawdziwa cnota krytyki się nie boi niech skorzysta z okazji i wyciągnie z tej krytyki konstruktywne wnioski.

Jeżeli chodzi o forum to tak, moim zdanie tematy były odrealnione, ale w tym znaczeniu, że nie skupiały się na największych problemach wschowskich kobiet, bo zdaje się że to był Wschowski Kongres Kobiet. Nie pojawił się np. temat bezrobocia co jest istotnym problemem, emigracji i powrotu do niczego, ucieczki ze Wschowy młodych kobiet, braku perspektyw. Prezentacja kobiety sukcesu nie dotyczyło wschowskiej przedstawicielki, chociaż w ciemno jestem w stanie wymienić kilkanaście mieszkanek Wschowy, których historii bym wysłuchała. Organizatorki całkowicie zapomniały, że kobietami są również Panie w wieku 20+, 30+, 40+ i takich w zasadzie nie było. Zapomniano i pominięto matki i ich codzienne problemy i umożliwiono bodaj pierwszy raz dyskusji i przedstawienia swoich problemów  w szerszym gronie.  Mówią panie o równości i feminizmie, a nie pojawia się ani jedna forma prezentacji wschowskim kobietą, w jaki sposób maja one znaleźć się na listach wyborczych, skąd zdobyć pieniądze na kampanię i dlaczego muszą głosować ( tu myślę zwłaszcza o tych najmłodszych dziewczynach). Nie ma najważniejszego tematu: jak w takim natłoku pełnić role świetnego pracownika, mamy i dobrej żony przełamując fałszywy obraz tworzony przez panie pokroju perfekcyjnej pani domu. Mogę wymieniać tak bez końca dlaczego? Bo mam trzydzieści parę lat i nie znalazłam na wschowskim kongresie kobiet żadnego tematu dotyczącego mnie, ba pracując w bardzo sfeminizowanym środowisku wśród kilkunastu współpracowniczek żadna z nas nie znalazła nic interesującego, a są to panie w przedziale wieku 25-45 lat .

Oczekując na kolejny Wschowski Kongres Kobiet będę wierzyć, że tym razem będę uczestniczyć w nim z wielka nadzieją i zaciekawieniem, tym razem tak nie było.

             

czwartek, 11 października 2012

Cud miód



Dzisiaj jadąc do pracy usłyszałam "cud miód" piosenkę, dzięki niej przez cały dzień byłam w doskonałym nastroju. Cóż to za objawiona pieśń? To dzieło pod tytułem Glanki i pacyfki, które  stworzył  Artur Andrus. Szczerze polecam jako doskonały materiał z okazji zbliżającego się Dnia Tolerancji,  a przyda się również podczas marszu z okazji kolejnej rocznicy 11 Listopada. O przepraszam, zapomniałam o tym, że mieszkam w Polsce i powinnam przyzwyczaić się do  komplikacji. Przypominam  więc, że to nie będzie jeden marsz, ale już co najmniej dwa, i myślę tu o tych medialnych warszawskich marszach. W oczekiwaniu na listopadowe zadymy zorganizowane przez prawdziwych Polaków, posłucham mojej piosenki i postaram się do tego przygotować. Polecam.


środa, 10 października 2012

Świat zwariował


Zacznijmy od naszego lokalnego podwórka. Pierwsza zaskakująca informacja dotyczy likwidacji naszego sądu. Od kilku dni sądu nie mamy i… i nic. Nie zauważyłam jakiegokolwiek poruszenia, ani wśród władz, ani wśród mieszkańców, wszyscy przyjęli to z zaskakującym spokojem. Może dlatego, że wmawia się nam, iż zmiany mają charakter kosmetyczny, w co osobiście nie wierzę. A może powodem takiej apatii jest coraz mniejsze zaangażowanie społeczności lokalnej w nasze wschowskie sprawy, a to dobrze nie wróży…

 Kolejna zaskakująca sprawa to historia pewnego obelisku. To sprawa wielce tajemnicza i  z tego miejsca dziękuję Pani Grzyb,  bo mimo obracania się w kręgach wschowskich nauczycieli, nic o uroczystości nie wiedziałam. Zresztą zdaje się, że  niewiele też wiedzieli nauczyciele, w których imieniu pomnik odsłonięto. Podczas uroczystości najważniejsza była Pani prezes ZNP i Wielki Gość, Przewodniczący Broniarz, który jeździ po kraju, odsłania i przecina wstęgi, a tymczasem Rząd ostro miesza w Karcie Nauczyciela.  Uważam, że we Wschowie było i obecnie jest wielu dobrych nauczycieli, godnych wspominania i naśladowania, jednak ten obelisk ma sie nijak do tego wspominania. Inna sprawa to kwestia pomnikomania we Wschowie. Oto mamy kolejny pomnik, brzydki, banalny i niedopracowany, a do tego sowicie opłacony (nikt nie chce się przyznać jaki był koszt przygotowania tego monumentu). W sytuacji, kiedy to w Szkole Podstawowej nr 2  tworzy się trzydziestoosobowe klasy pierwsze (proszę sobie wyobrazić na czym polega praca jednego nauczyciela z taką grupą uczniów, którzy właśnie poznają alfabet) i narzeka się na brak pieniędzy, darowanie jakichkolwiek funduszy na  obelisk jest po prostu nieetyczne!

Kolejny szok - tym razem dotyczący kwestii ogólnonarodowych: Tuskowi spada, Kaczyńskiemu rośnie. Licząc ostatnie wpadki PO nie powinno mnie to dziwić, a jednak…

Najbardziej szokują mnie polscy celebryci. Do klasyki przejdzie z pewnością rozwodząca się Kasia Figura. Wielkie wyjście z cienia, mąż terrorysta, ona biedna bita maltretowana, opowiada o tym w kolorowej gazecie. Sesja i wstrząsające wyznania w gazecie za 2 zł oraz łzy w programie Tomasza Lisa wystarczą do tego, by gwiazda trafiła na sztandary feministek. Niestety, nikt nie zapytał jeszcze o wersję męża, ale wiadomo co babski bokser może mieć do powiedzenia, bo to że nim jest wiemy wszyscy doskonale. Pani Środa przedstawia  K. Figurę jako  męczennicę i pociesza inne ofiary stwierdzaniem, że ładnym i bogatym też się takie dramaty zdarzają. Pocieszenie to nie lada. Wszystko okraszone zdjęciami, na których zbolała Figura pokazuje smutek. I co z całej tej szopki zostaje dla takiej zwykłej kobiety z małej mieściny, dręczonej przez męża, sadystę? Pozostaje i kołacze w głowie myśl - "Skoro taka gwiazda przez tyle lat męczyła się mając pozycję i pieniądze, to co mogę ja?". Zdaje się, że wszyscy przeoczyli problem z alkoholem - pani Kasi mówi o jeździe po pijanemu, i nie to jest najgorsze ale to, że mąż oprawca informuje o pijanej żonie za kierownicą miejscową policję. To prawdziwy drań, a kolejna jazda po pijaku to konsekwencja ciężkiego życia…

To jednak nic w porównaniu do skandalu  tygodnia, a może nawet roku. Zdrada i to ze strony Agenta Jej Królewskiej Mości. Zdrada  ze strony mężczyzny, obiektu pożądania. A mówiły feministki, że Bond, James Bond to szowinista, bawidamek i samiec o przerośniętym ego. Nie słuchałam! Głupia! Oto bowiem okazuje się, że James, zdradził mnie, tradycje i Martini - teraz w barze żłopie piwo. Sorry Bond wiem, że nieźle za takie reklamy płacą, ale tego Ci  nie wybaczę…