wtorek, 26 czerwca 2012

Studenty




Kiedy rozpoczynałam studia kilka lat temu był to nie lada wyczyn. Musiałam spełnić szereg warunków, aby to osiągnąć: cztery lata w liceum, matura (znacznie trudniejsza od dzisiejszej) i egzaminy wstępne na studia. Tak, egzaminy, dzisiaj to wydaje się fantastyką. Współczesny maturzysta nie przejmuje się już egzaminami, wiadomo na studia, jeśli tylko chce, dostanie się zawsze, właściwie uczelnie będą się o niego "biły". Rektorzy i nauczyciele zachęcają młodzież kolorowymi plakatami, folderami, atrakcyjnymi wykładami z gwiazdami, nowymi kierunkami studiów. Np. w roku szkolnym 2012/2013 można będzie studiować już nie tylko robotykę, ale i hipologię (naukę o koniach) i wybrać specjalizację z dwóch: wierzchowego lub wszechstronnego użytkowania koni. To jeszcze nic, kiedy już człowiek znajdzie się na wymarzonym kierunku to nadal nie musi się przemęczać.

Obracam się ostatnio wśród wielu studentów, akurat studiów zaocznych. Nowością jest podejście do egzaminu. Student otrzymuje temat, zestaw lektur i ma w domu przygotować pracę a następnie… przepisać ją na egzaminie! Tak, to nie pomyłka. Nie wiem, może to sposób na walkę ze ściąganiem z Internetu czy ściąganiem w ogóle, może to forma nauki korzystania z lektury czy też ćwiczenia z czytania ze zrozumieniem. Kolejne zdziwienie wywołała u mnie jakość prac magisterskich. Natrafiłam np. na ankietę 10 pytań, w tym na wstępie te określające ankietowanego, czyli płeć, miejsce zamieszkania, wiek. Oczywiście te podstawowe informacje powinny się zmieniać tak, aby odpowiadały na potrzeby pracy. Za moich czasów porządna ankieta musiała zacząć się od skierowanego do ankietowanego wstępu, informującego kto i dlaczego chce ją przeprowadzić, potem była tzw. metryczka, czyli te podstawowe pytania dotyczące ankietowanego i w końcu pytania właściwe. Nie wspomnę już, że w mojej pracy do zbadania tematu i potwierdzenia przyjętej  tezy użyłam aż czterech różnych metod. Obecnie prace magisterskie buduje się na bazie… ankiety. Tak wyglądają studia, najczęściej prywatne, skierowane do studentów zaocznych.  Nie może nas później dziwić fakt, że ci wszyscy wykształceni ludzie jakoś nie bardzo potrafią sobie poradzić w życiu, kiedy życie do tej pory było im tak ułatwiane. Trafiają potem do urzędu pracy jako bezrobotni, tworzą ruch oburzonych, ponieważ papier z tytułem jest a pracy nie ma i dziwią się bo w końcu obiecano im więcej.

Obserwując ten upadek szkolnictwa wyższego nie dziwi mnie protest rodziców i nauczycieli w obronie Pani Dyrektor jednej ze wschowskich podstawówek. W końcu kobieta po jednej kadencji zostaje nie wybrana na kolejną. Wiadomo: spisek, w końcu we Wschowie ci sami dyrektorzy okupują stołki latami. Wprawdzie szkoła zaliczyła kolejny spadek w rankingach obrazujących wyniki egzaminu klas szóstych, ale co tam, Pani Dyrektor przedstawiła program naprawczy. Na konkurs rodzice wysłali człowieka pracującego dla burmistrza, nikt ich nie namawiał, człowiek ten został wybrany przez nich samych, ale to okazało  się również problemem. Kolejny skandal - wygrał młody człowiek, co jest zarzutem samym w sobie, pochodzi z Leszna (to dramat) i co najgorsze… jest nauczycielem wychowania fizycznego. Ta skandaliczna historia skończyła się masowym protestem i pytaniami w stylu: "Dlaczego kandydaci nie dostali takich samych pytań"".

Nawet nie mam siły się śmiać, właściwe to nie jest śmieszne.

wtorek, 19 czerwca 2012

Jak zwykle nic się nie stało


To już koniec, niestety. Muszę przyznać, że nie liczyłam na to, że wyjdziemy z grupy. Miałam nadzieję, marzenie, ale nie nakręcałam się. Mimo tej asekuracji dzisiejszy ranek był ciężki, przykry. Przebitki w telewizji pokazujące płaczących facetów totalnie wybiły mnie z rytmu. Wywiad z Lewandowskim, który walczył ze sobą dobił mnie kompletnie. Przykro mi Polacy, że jak zwykle nic się nie stałoL

Muszę przyznać się, że w stan depresyjny wprowadziła mnie już w piątek informacja na zw.pl przedstawiająca  plany Dni Wschowy,  do meczu byłam nastrojona idealnie. Kiedy CKiR przejmował Pan P. Chałupka, w odróżnieniu od krzykaczy czekałam z ciekawością jak sobie z tym całym ambarasem poradzi. Początek był całkiem obiecujący. Na plus należy zaliczyć, że w Domu Kultury pojawiło się coś więcej niż modelarze i ich kolejne sukcesy. Dyrektor wyszedł z nową ofertą, wydaje mi się, że na większość tych propozycji mieszkańcy z radością odpowiedzieli. Z różnych źródeł wiem, że w odróżnieniu od starych czasów wchodząc do Domu Kultury z propozycją ekspozycji prac, organizacji imprez, pomysłodawca  nie odbija się od ściany, ale  pomysły są z reguły przyjmowane i zwykle dochodzą do skutku. Dom Kultury otwarty jest dla szkół,  dla stowarzyszeń (świetne spotkania z podróżnikami). Odradza się  baszta, w której  pojawiają się stale nowe wystawy, nadal działają sekcje, chociaż jakoś tak niemrawo, a szkoda. Mimo tych sukcesów pozostaje jakiś niedosyt.  Idealnie cały problem obrazują Dni Wschowy. Po pierwsze powtórki, piosenka francuska i zespół  Shalom. Jeżeli chodzi o muzykę żydowską to Polska jest bogata w tę tradycję, należy tu wspomnieć o  kapitalnym Festiwalu w Krakowie. Można korzystać i czerpać  garściami, a tu zonk jak raz zgrali tak co rok powtóreczka, że już o Panu Francuskim nie wspomnęJ. Połączenie kilku imprez to duuuuuuuuuuuuuuuży błąd, szkoda głównie z uwagi na bardzo udany Jarmark Mieszczański, który gdzieś tam gubi sens. Kolejny błąd Dni Młodzieży muzyka rockowa przeplatana ostro prawicowym zespołem rapowym dramat, wpadka nie wiem jak to nazwać. Pamiętam pląsającego w rytm świetnego Happysadu burmistrza Grabkę. Rozumiem, że tym razem, dając przykład w barwach narodowych z idealnie wygoloną głową będzie sobie znów wesoło pląsać, OJ. Największym błędem jest jednak brak gwiazdy, bo chyba Hania Stach nie pretenduje do tej roli, chociaż ja doceniam jej możliwości wokalne,  jestem pewnie jedyną  mieszkanką Wschowy, której jej nazwisko coś mówi. Ja rozumiem  trudną sytuację ekonomiczną miasta, wiem, że Wschowę trudno porównywać z Głogowem, Lesznem czy nawet ze Sławą. Niestety grzech podstawowy Domy Kultury, a tym razem również i  Biura Promocji to  pomysł, że im więcej tym lepiej. Drodzy Panowie i Panie ilość czy jakość odwieczny problem. Ja niestety jestem fanką jakości, nie zgadzam się z opinią pewnego posła, że głupi lud to kupi. Może nie kupić, może wybrać, ba nawet na pewno wybierze Kult w Głogowie, Bajm w Lesznie, noc Reggae w Sławie. Jeszcze jedno jeżeli mówimy o trudnej sytuacji finansowej miasta dobre imprezy to sposób na biedę, nie wypromujemy się zabijając dobre lokalne zabawy takie jak Jarmark mieszczański, któremu należała się promocja a nie wtłoczenie go w Dni Wschowy. Są miasta w województwie lubuskim, które maja jakiś pomysł na promocję i to działa, banalny pomysł parku Krasnala w Nowej Soli stał się hitem,  mała Kargowa ma święto czekolady a maleńka Letnica ma ogromnie ważny Międzynarodowy Festiwal Kina Autorskiego - Quest Europe, na którym goszczą Kasie Figurę czy Jerzego Stuhra.

czwartek, 14 czerwca 2012

Strefa Kibica w kwietniku

Przeglądając ostatnie informacje na zw.pl trafiłam na wypowiedź Pana Chałupki dotyczącą ukwiecania Wschowy. Moje zdumienie było tym większe, iż Dyrektor CKiR fakt wystawienia nowych kwietników połączył z Euro. Rozumiem, że można byłoby  łączyć te czynności z mistrzostwami, gdyby z pomocą donic z kwitami wypisać na wschowskich skwerach EURO 2012, "Do boju Polsko" czy też "Jesteśmy z wami". Niestety, kwiaty choć ładne ze sportem nie mają niewiele wspólnego, rozumiem jednak, że lepszy rydz niż nic.
 Bardziej interesuje mnie dlaczego CKiR zajmuje się teraz kwietnikami? Zaczynam drżeć na myśl o Dniach Wschowy - może czeka na nas konkurs na najpiękniejszy bukiet, kurs florystyki czy też występ zespołu Czerwony Tulipan.
No nic, w napięciu oczekuję na plan obchodów dni królewskiego miastaJ

O królewskiej owczarni

          Dzisiaj w CKiR odbyło się spotkanie z ks. Adamem Bonieckim. Po krótkim wprowadzeniu nasz gość (nie niedzielny) pozostał jak przysłowiowy palec, sam na scenie (dla efektu oślepiony jeszcze reflektorami). To ja się pytam: gdzie moderator rozmowy, osoba która właściwie poprowadziłaby spotkanie? Nie wystarczy postawić stołu, przygotować szklanki i wody mineralnej, trzeba zrobić coś więcej. Ten brak odpowiedzialności ze strony organizatorów doprowadził do żenujacych momentów, kiedy z publiczności padają pytania: "Po co księża mieszają się do polityki?", albo takie "Niech ksiądz nam tu zaraz poda receptę na to w co i jak ma wierzyć młody człowiek?".  
          Frekwencja dopisała, ale jakoś nie zauważyłam burmistrza czy innych przedstawicieli miasta. Nie ta linia polityczna? Ksiądz zbyt radykalny dla naszych włodarzy? Zresztą z kościoła też nikogo nie było, bo po co?
          I jeszcze jedna rzecz, ktora mocno mnie denerwuje: zakompleksieni mieszkańcy z dumą podkreślali: nasze królewskie miasto, nasza królewska Wschowa, nasz królewski gród... Aż mdli od tej słodkości i królewskości. Czy na to miasto nie można spojrzeć inaczej jak przez pryzmat historii? Chyba nie... Już na zawsze pozostaniemy w cieniu jakichś trzech czy czterech wizyt królewskich, które - nie oszukujmy się - nic nie wniosły do naszego miasta.

środa, 13 czerwca 2012

Euro we Wschowie

Zelektryzowała mnie informacja o tym, że burmistrz mojego miasta, Krzysztof Grabka, dołączył do szerokiego grona blogerów. Zrobiło mi się naprawdę głupio, bo już dawno miałam podobny plan. Trudno, nie będąc już oryginalną, zaczynam.
         Powracając do bloga Krzysztofa Grabki... Wydaje mi się, iż nie mogło być lepszego czasu na rozpoczęcie takiej działalności. W Polsce wielkie piłkarskie święto, mimo feministycznych zapędów nie dołączę do walczących ukraińskich feministek czy Pani Kazi Szczuki, bo piłkę kocham. Mam święto i przyglądając się mieszkańcom Wschowy nie jestem osamotniona. Taka historia nie dzieje się zawsze, właściwie nam Polakom zdarza się pierwszy raz.
          Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że gra reprezentacji nie przynosi wstydu. Ten wyjątkowy czas to idealny moment do nauczenia naszych dzieci gościnności i dumy z bycia Polakiem. Byłam przekonana, że Wschowa będzie kolejnym miastem Euro, zwłaszcza, że szefem wszystkich szefów szumnie zwanego Centrum Kultury i Rekreacji jest osoba ze sportem związana od zawsze. A tu chlast po łapkach, brak telebimu, brak miejsca w którym moglibyśmy wspólnie dopingować naszą drużynę. Na ulicy spotykam znajomych z dziećmi - z braku laku zabierają dzieci do barów (sic!), bo tylko tam można kibicować. Jakieś akcje zanotowałam tylko na stronach zw.pl czy w szkołach i przedszkolach.
        Żałuję, że władze mojego miasta, na czele z burmistrzem blogerem, udają, że nic się nie dzieje. Jeżeli władze  nie są zainteresowane futbolem, to można było rozwiązać to taktycznie i ogłosić Wschowę miastem bez Euro:)
       Dzisiaj to woreczka wrzucam pierwszy powód by opuścić to miasto.
     Acha i jeszcze jedno: DO BOJU POLSKO!!!