piątek, 16 listopada 2012

Face to facebook


Muszę się z czegoś zwierzyć, a wyznanie to może być dla niektórych szokujące… Nie cierpię facebooka, wprawdzie mam tam konto, ale kompletnie nie potrafię poruszać się w facebookowym światku. Nie potrafię zamieszczać zdjęć tych własnych i tych śmiesznych z Internetu. W ogóle idea dodawania, komentowania, lajkowania jest mi dość obca. Ostatnio mąż (uzależniony od faceeboka) otworzył mi zaproszenia od znajomych, bym potwierdziła te, na których mi zależy. Podziwiam te wszystkie osoby, które codziennie zamieszczają na stronie kilka informacji, przemyśleń, złotych myśli  i w ten sposób docierają do ludzi. Ogólnie wstydzę się swojej nieporadności i nie ujawniam jej, bo nie znam drugiej takiej osoby jak ja.

Niestety, mój problem zamiast ulegać przedawnieniu jest z dnia na dzień bardziej naglący, bo oto ludzie często rezygnują z poczty elektronicznej i wysyłają informacje przez facebooka, instytucje publiczne informują nas przez niego o ciekawych wydarzeniach,  ba z niektórymi  osobami mogę skontaktować się tylko tam. Dodatkowym przytłaczającym argumentem jest ten, iż życie wschowskiej elity kulturalnej i sportowej przeniosło się na salony facebooka. Oto  wschowski Wydział Promocji i Rozwoju zaprosił wschowian do określenia swoich gustów muzycznych, tak by łatwiej spełniać nasze muzyczne marzenia podczas np. Dni Wschowy. Pomysł ciekawy, dobry i potrzebny. Ta swoista ankieta  pozwoli wszystkim malkontentom  wyartykułować swoje potrzeby, a urzędnikom stworzy okazję do urządzenia imprezy zgodnej z oczekiwaniami mieszkańców. Nie  zawsze mieszkańcy podchodzą do propozycji wydziału  poważnie, czasami jakby ignorują informacje o ograniczeniach finansowych, mamy także problem z czytaniem ze zrozumieniem bo proszono nas o określenie gatunku muzycznego, a wszyscy podajemy konkretne nazwy zespołów. Mimo to kiedy spoglądam na nasze wschowskie propozycje to serce mi rośnie, że jednak jest w narodzie duch i nadzieja. Mamy całkiem dobry gust muzyczny, a wybór kapel potwierdza dlaczego nie ruszyliśmy na koncert Zjednoczonego Ursynowa. Gdyby jeszcze miasto znalazło pieniądze  i zaprosiło np.  Strachy na Lachy to zapomnę o obelisku czy o wpadkach CKiRJ

 A co do wpadek to oto znów na facebooku pojawiła się informacja od WSTK a dotycząca wpisów znanego wszystkim anonima. Otóż osławiony anonim (bloger Owoc nawet konkretnie określa jego personalia) urządza na oficjalnej stronie CKiR połajanki szkalujące zespół. Smutna to sprawa zwłaszcza, że wpisy anonima już kolejny raz stanowią sedno naszych dyskusji, a włodarze  miasta na ten temat milczą. Sprawa jest tym bardziej kontrowersyjna, że Centrum jest instytucją odpowiedzialną za dobre kontakty, wspomaganie  drużyny. Powoli zaczynam tracić argumenty, które należałoby  wykorzystać do obrony tej instytucji.

Zdaje mi się, że aby nie wylecieć z blogerskiego obiegu muszę polubić  facebooka  bo wbrew informacjom o końcu portalu nasze życie powoli się tam przenosi.

niedziela, 11 listopada 2012

Marsz


Amerykanie po bardzo gorącej kampanii wybrali swojego prezydenta. Podobnie jak wielu z nas mam już dosyć informacji o tych wyborach  i nie to będzie dzisiaj tematem moich rozważań. Moja fascynacja dotyczy zaangażowania  przeciętnego Amerykanina w wybory i sposobu świętowania zwycięstwa ich kandydata. Dziwi mnie to jak wielu Amerykanów przekazuje datki na kampanię prezydencką, podziwiam ich zaangażowanie w pracę sztabów wyborczych. Z zainteresowaniem przyglądałam się ogródkom w których stawiano plakaty czy banery kandydatów. Mimo wielkiej tragedii, jaką było tornado, dla każdego Amerykanina nawet mieszkającego na zniszczonych terenach, logicznym było uczestnictwo w wyborach. Możemy im tylko pozazdrościć frekwencji i radosnej atmosfery na ulicach amerykańskich miast po zwycięstwie Obamy.  W chwili sukcesu szukają miejsc by spotkać się i wspólnie świętować.

 Przypominam, że w Polsce odbywa się kilka kampanii społecznych - zwykle miesiąc przed wyborami – podczas których namawia się przeciętnego Polaka do oddania głosu, a i tak nasza frekwencja niemal nigdy nie przekracza progu 50%. Słyszę potem te same zdania powtarzane podczas kolejnych wyborów: „A mnie tam polityka nie interesuje”, albo „Mój głos i tak nic nie zmieni” czy „Nie mam na kogo głosować”. W takich chwilach zazdroszczę Amerykanom właśnie tego, że pełnymi garściami chcą i potrafią korzystać z daru, jakim jest demokracja. Nie przypadkowo piszę o tym dzisiaj, 11 listopada, w najważniejszym dniu dla każdego Polaka. To doskonała okazja do tego, aby wspólnie zademonstrować siłę Polski, naszą wspólnotę i radość z okazji odzyskanej Niepodległości. Szansa na to jest nam jednak odbierana – moment, w którym ulicami Warszawy ruszy dwanaście różnych manifestacji nie pomaga w świętowaniu, a święto to czyni karykaturalnym. Nikt już nie czeka na  marsz radości, ale w napięciu oczekuje burd i bitew. Przywołajmy kolejny raz Amerykanów i ich święto 4 lipca, czas zabaw, festynów, korowodów i pokazów sztucznych ogni. Nie słyszałam nigdy, żeby zwolennicy demokratów  i republikanów świętowali  w tym dniu osobno.  Doskonale rozumiem,  że łączy się to z faktem, iż demokracja amerykańska ma ponad sto lat, a nasza tylko dwadzieścia parę, a zatem czy i my kiedyś dojrzejemy?

niedziela, 4 listopada 2012

Jesienna smuta



1 listopada jak co roku jestem u swoich najbliższych na cmentarzu. Dla mnie nie jest to święto smutne czy przygnębiające. W moim domu w tym dniu nie tylko wspominamy tych, którzy odeszli, ale spotykamy się z dalszą rodziną. Siedzimy wspólnie z dawno niewidzianymi kuzynami, ciotkami, niektórych z nas już nie ma, ale biegające dzieci przypominają, że wszystko idzie do przodu. W tym roku nie opuszczała mnie jednak myśl, że gdzieś w Polsce kilka rodzin stoi nad grobem swojej najbliższej, ukochanej osoby i nie ma pewności , kto spoczywa w tej mogile. To tym bardziej nieprzyjemna sytuacja, że za ten stan rzeczy odpowiada moje państwo i władza, która kolejny raz przypomina, że do swoich obowiązków nie dorosła. Już dawno nic nie wstrząsnęło mną tak jak konferencja prasowa córek prezydenta Kaczorowskiego, które opowiedziały o tym jak doszło do błędów w identyfikacji zwłok ojca, jak dużo je kosztowała ta sytuacja, niepewność, kolejny pogrzeb. Niestety  nie usłyszały od premiera, pani marszałek a w końcu od ministra Arabskiego przeprosin za zaistniałą sytuację. Nikt z wymienionych osób nie poczuł się również w obowiązku, pojawić się na pogrzebie i chociaż w ten sposób uszanować zmarłego. Do tego wszystkiego wpadka Rzeczpospolitej i zaskakujące wnioski prokuratury (zamachu nie było, ale badanie na obecność trotylu jeszcze się nie zakończyło?) kolejny raz stają się przyczynkiem do dyskusji, oskarżeń, dzielenia Polaków. Kondycja naszego kraju, w sytuacji rozprzestrzeniającego się kryzysu, zamiast dawać mi poczucie bezpieczeństwa raczej doprowadza mnie do rozpaczy. To wszystko potęguje u mnie poczucie obezwładniającej jesiennej depresji, pisać się nie chce.